Piknik charytatywny
Piknik Charytatywny
Ostatniego sierpnia fundacja "Dzieci ulicy" po raz piąty zorganizowała Piknik Charytatywny, na który tłumnie przybywali mieszkańcy Ząbek i nie tylko.
Można było nauczyć się zasad pierwszej pomocy, spocić się na symulatorze wioślarskim, popróbować kiełbasek z rusztu czy zabawić się na loterii fantowej.
Panią Lilę oblegali najmłodsi, chętni na nagrody w konkursach ekologicznych. Wielką atrakcją były pokazy ptaków drapieżnych, o których opowiada Piotr Zadworny. Scenę opanowały zespoły i soliści z ząbkowskich szkół, a po nich grał Jarek Wajk z Oddziału Zamkniętego (fenomenalne wykonanie "Wehikułu czasu" Dżemu!). O ognistym klimacie muzycznym niech świadczy fakt, że podczas rozgrzewki przed koncertem Jacka Kleyffa (Salon Niezależnych, jeśli są tacy, co nie wiedzą, a obecnie m.in. Orkiestra Na Zdrowie) swój wzmacniacz spalił (dosłownie!) Wojtek Pilichowski.
Do tego duetu dołączył też Wojciech Morawski i we trójkę dali pokaz, co można wyczarować z gitary, basu i bębenka. Ten ostatni posłużył też do konkursu dla maluchów - najmłodszy bębniarz miał pięć lat i zza instrumentu widać mu było tylko nogi. Była też i taka perkusistka, która aby zagrać, musiała skorzystać z pomocy brata - dwuletnia Ania z Jarkiem z Marek podbili serca publiczności, a Jacek Kleyff wręczył im specjalną nagrodę za wzajemną miłość.
Gwiazdą popołudnia była Pierwsza Dama Polskiego Jazzu - Ewa Bem. Rozpoczęła od energetycznego "Moje serce to jest muzyk", a później poprowadziła publiczność przez krainę liryki, drapieżności i uroku, pokazując piękno i możliwości jazzu, o jakich mało komu się śniło. Ale kto mógł to zrobić lepiej od niej?
- Głównym założeniem pikniku nie była jego dochodowość - zastrzega Lila Morawska. - Tak naprawdę fundacja do niego dopłaca - prąd, fanty w loterii, transport. Pierwszy piknik miał być jedynym, a już teraz - po zakończeniu piątego - wiem, że będą kolejne.
Podczas tej imprezy rozdajemy wyprawki szkolne dla tych dzieci, które ich naprawdę potrzebują, a nie dostaną ich z innego źródła. W tym roku było ich 320. Piknik nie jest więc dla fundacji, a od niej. Widzimy, że jesteśmy potrzebni.
Zbigniew Hołdys rozpoczynając pracę z fundacją wydał singiel "Pomóż mi", gdzie z młodymi ludźmi i swoimi przyjaciółmi muzykami śpiewał, że pomagać takim "wykolejeńcom" trzeba - nigdy nie wiadomo, czy nasze dziecko nie stanie się jednym z nich, czy los nie rzuci nas samych na ulicę.
Fundacja "Dzieci ulicy" działa w Ząbkach od 2003 roku. Przy Kolejowej 31d swoje miejsce znajdą ci, którzy zagubili się w życiu i potrzebują przystani, aby wyjść na prostą.
Fundację po śmierci Marka Kotańskiego założył Zbigniew Hołdys. Do pracy w niej zaangażował swoich przyjaciół i znajomych, chcących pomóc tym, którzy mieli w życiu mniej szczęścia od innych - bezdomnym, pochodzącym z domów patologicznych, dzieciom z najbiedniejszych rodzin. Fundacją włada niepodzielnie Lila Morawska, żona Wojciecha, który wraz z Hołdysem zakładał Perfect i był jego pierwszym perkusistą. Efektem jest jedyna w Ząbkach uczelnia wyższa - Uniwersytet Leśny - gdzie można uzyskać najwyższy stopień naukowy: magisterium z życia. Pomaga jej pan Zenek "Apacz", który działał już w Monarze i Markocie, był pełnomocnikiem Kotańskiego, a podczas inspekcji ośrodków dbał, aby wszystko było w zgodzie z zaleceniami Kotana. Przy Domu Adaptacyjnym robi wszystko, a nawet więcej.
Fundacja od początku swojej działalności organizuje pikniki charytatywne, które są atrakcją dla byłych i obecnych podopiecznych fundacji, a także stanowią odmianę od schematu "grill, piwo i piosenka biesiadna". Na scenę przed ośrodkiem - zbudowanym własnym sumptem na miejscu wysypiska gruzu - zapraszane są największe gwiazdy polskiej sceny, które przyciągają mieszkańców Ząbek i okolic. Dla tych pierwszych to promocja, dla drugich - okazja do wsparcia fundacji i wspaniała możliwość zobaczenia tych Największych na żywo.
W domu przebywa - rotacyjnie - nawet do 30 osób. Są to matki z dziećmi, które uciekły przed katującymi je mężami, dzieci, które nie znają domowego ciepła, byli pensjonariusze szpitala psychiatrycznego w Drewnicy, od których odwróciły się rodziny. Fundacja wspiera ich w sprawach urzędowych, pomaga wyrobić dokumenty, znaleźć nowy dom, szkołę lub pracę. Nikt tu nie jest oceniany, każdy znajdzie życzliwe słowo. Dzieci Ulicy współpracują z lokalną świetlicą środowiskową, mają na podorędziu warsztaty zajęciowe i psychologów.
Wszystko to jednak kosztuje. Choć fundację swoją pracą wspomagają wolontariusze, to potrzeby są dużo bardziej przyziemne - jedzenie, prąd, woda, opał na zimę. Koszt utrzymania ośrodka to 6,5 tys. zł miesięcznie (żywność, opieka psychologiczna, media). Głównym wsparciem są organizacje charytatywne, jak Bank Żywności oraz prywatni darczyńcy, oferujący pomoc rzeczową. - Bez nich nie byłoby nas stać na żółty ser - mówi Lila Morawska. - Wspomagają nas też lokalne samorządy, ale to kropla w morzu potrzeb. Utrzymujemy się z pieniędzy, jakie uda się zdobyć z programów pomocowych. Opracowałam unikalny, autorski program wychodzenia z bezdomności, wciąż staramy się startować w projektach gwarantujących fundusze. Teraz rozsypał nam się piec centralnego ogrzewania. Mamy już firmę, która założy nam go za darmo - ale póki co nie ma czego zakładać, bo nie mamy go za co kupić.
Jeśli jesteś w stanie - wspomóż Fundację Dzieci Ulicy w Ząbkach. Ich konto to:
PKO S.A. III Oddział w Warszawie, Filia nr 2 w Ząbkach 57124010401111001001422718.
Dobro czynione wobec drugiego powraca zwielokrotnione.
opracowano na podstawie artykułu
z gazety Echo Podwarszawskie
autorstwa Wiktora Tomonia